poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdzial XIV Cleo

   -Co ta mała gotka sobie myślała?! Wskoczy w sukienkę z dwadzieścia tysięcy dolarów i już może się dobierać do mojego chłopaka? O nie... Nie będzie miała życia w szkole! Doprowadzę ją do obłędu. Pożałuje!
-Cleo! Daj spokój! Po pierwsze, to czy ona nie może w spokoju porozmawiać z Samem? Po drugie, zaufaj mu. A po trzecie, jesteś zbyt powierzchowna. To, że Sylvia ubiera się na co dzień... No cóż... W stroje nie odpowiadające teraźniejszym trendom, nie oznacza to, że tak naprawdę nie jest śliczna. Szczerze, to wyglądała dziś przeuroczo.
-Piorun cię trzasnął? A może przeszłaś elektrowstrząsy? Gdzie jest moja stara Elle?-Spytałam z lekką irytacją.- Od kąd jesteś takim aniołem? Jeszcze wczoraj rano chciałaś zabić jej przyjaciółkę, wręcz kipiała z ciebie nienawiść, a teraz udajesz świętoszkę. Czasami cię nie rozumiem kotek. 
-Najwyraźniej dojrzałam w jeden wieczór. A żadne elektrowstrząsy nie mają z tym nic wspólnego.
-Czyżby?-spytałam, uśmiechając się szeroko.
Za oknem limuzyny, do której wsiadłyśmy jakiś czas temu, było widać przepięknie oświetlone miasto. To właśnie potężny i piękny Nowy Jork. To tu spełniają się marzenia, to tu mieszają się kultury i to tu można znaleźć najlepsze butiki na świecie. To miasto żyło dwadzieścia cztery godziny na dobę. Za to właśnie je kochałam. To tutaj chciałam spędzić całe swoje życie i tutaj chciałam umrzeć. To miasto jest po prostu wyjątkowe.
-O czym myślisz?-spytała się Elle.
-O tym, gdzie jutro pójść po szkole.-Skłamałam, by nie pomyślała, że mi odbija.- Rozważałam przechadzkę po Central Parku, jednak stwierdziłam, że lepiej pójść do kawiarni na kawę, a następie do ciebie po przymierzać nowe ciuchy.
 Jako przyjaciółki miałyśmy to szczęście, że miałyśmy ten sam rozmiar (nawet buta). Tak naprawdę, to wiele dziewcząt z mojego roku miało podobne wymiary. Podejrzewam, że to z powodu dążenia do mojej sylwetki. Nie ukrywam, że uważam iż odpowiadam idealnym proporcją, a projektantki inspirują się właśnie mną. 
-Świetny pomysł! Pokażę ci te śliczne sandałki, które kupiłam na drugi rok. Są prześliczne, uwierz. 
A więc dojechałyśmy do celu. Byłyśmy pod moim domem. Wyszłam z limuzyny, uważając, by moje lekko tapirowane włosy się nie zniszczyły. 
  Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo bolały mnie nogi. Tańczyłam o wiele za długo. Chłopcy cały czas ciągnęli mnie do tańca, a, że było ich dużo, to trudno mi było się od nich odgonić. Czasami są oni naprawdę męczący. Chodź mimo wszystko fajnie jest być obiektem wzdychań.
-Zostaniesz na noc? Proszę.-Spytałam się z uśmiechem.
-Ok! Nawet nie zamierzałam wracać dziś do domu. Choć myślałam, że spędzę dzisiejszą noc w całkowicie innym miejscu.
-Ach... Czy może nie chodzi ci o lokum przyjaciela Matta? Hm... Jest całkiem uroczy.
-Zgadza się. Nie dość, że uroczy to jeszcze inteligentny. Ideał.
Weszłyśmy do holu. W domu było ciepło i przyjemnie. Na zewnątrz wiał zimny, szczypiący wiatr, który zapowiadał nadejście jesieni. A więc musiałam zrobić mały przegląd szafy a następnie sporządzić listę ubrań, które chcę kupić (tak nakazała mi moja terapeutka, która twierdzi, że cierpię na zakupoholizm).
Wraz z Elle wzięłyśmy kąpiel i poszłyśmy do mojego pokoju. Oglądałyśmy jakiś głupkowaty teleturniej, lecz po kilku godzinach zmógł nas sen. Dzisiejszy dzień był dla nas naprawdę męczący. Nowy rok szkolny, namiętne chwile z Samem i impreza u Matta. I pomyśleć, że to dopiero początek rozrywki.

poniedziałek, 10 marca 2014

Dodatek II

Stroje głównych bohaterek

Cleo


Elle

Melisa


Sylvia


Rozdzial XIII Sylvia

   Usiadłam lekko podpita w kącie apartamentu wpatrując się w dumne wnętrze. Nie wiem co było dodane do tego Martini, ale wiem, że to nie byle jaki drink. O kurcze! Chyba mam zwidy! O mój Borze! Sam się do mnie uśmiechnął. Właśnie idzie w moją stronę. Jak ja wyglądam? Szybko poprawiłam włosy i wyprostowałam się na czarnej sofie. 
-Cześć. Jak się bawisz?-zapytał z przyjaznym uśmiechem.
-Hej. No cóż... Impreza nie jest zła, chodź bywałam na lepszych.-powiedziałam z sarkazmem. Jezu, dlaczego ja z nim pogrywam? Jestem aż tak głupia i chcę zrazić do siebie największe ciacho w szkole? 
-Haha. Jesteś naprawdę zabawna. Czy może czasem ci nie przeszkadzam moją nudną gadką? 
-Chyba żartujesz! Jesteś jak na razie najciekawszą atrakcją na tej imprezie.
-Ja?-spytał z niewinną miną.- Większość dziewczyn pewnie się z tobą nie zgodzi. Co najmniej połowa z nich właśnie czeka przy szafie, by przeżyć 7 minut w niebie! Jak możesz uważać, że gadanie ze mną jest lepsze od migdalenia się w szafie?! Naprawdę mnie zaskakujesz.-Hmm... Nie podejrzewałam, że jest aż tak miły i zabawny. 
-Jak mogłam o tym zapomnieć! Już za chwilę pobiegnę do mojego ukochanego nieznajomego w szafie. Poczekasz siedem minut? Hahaha.-Oboje wybuchliśmy dzikim śmiechem. Sam okazał się naprawdę wspaniałym chłopakiem. Gadaliśmy i śmialiśmy się prawie cały wieczór, jednak wreszcie nadeszła chwila rozłąki.
   Podeszła do nas Cleo. Po jej minie można było wyczuć pogardę i poirytowanie. Pogarda dla mnie, poirytowanie dla Sama.
-Kochanie.-Popatrzyła się na mnie znacząco, jak by chciała zaznaczyć swój teren.- Zdążyłam się za tobą bardzo stęsknić...-Zaczęła go powoli kusić i wieszać się na jego szyi. 
-Ja też się bardzo stęskniłem, ale daj mi jeszcze chwilkę, ok? A to jest Sylvia. Znacie się już.
-Tak,chodzimy do tej samej klasy.-odpowiedziałam, posyłając mu skromny uśmiech. 
-Ach... Tak. No to już wiem skąd cię kojarzę. Ale... No cóż, normalnie ubierasz się mniej... No wiesz. Ty chyba nie zwracasz na co dzień większej uwagi na modę.-Uśmiechnęła się fałszywie. 
-Cleo! Co cię ugryzło?-spytał się lekko zawstydzony zachowaniem swojej dziewczyny Sam.-Sylvia. Podasz mi swój numer? Nie podejrzewałem, że będzie się nam tak świetnie gadać.
  Twarz Cleo nabrała czerwonej barwy, ale nic nie powiedziana. Zaszłam jej głęboko za skórę od Versace.
Szybko podałam mu swój numer, a następnie ulotniłam się szybko, nim Cleo zacznie się z nim lizać.
  Resztę wieczoru spędziłam myśląc o Samie. Nie chciałam tego, ale tak już wyszło. Zakochałam się w zajętym faecie u którego nie miałam szans. Ale dlaczego? Wątpię bym kiedykolwiek rozwikłała tą zagadkę.


niedziela, 9 marca 2014

Rozdzial XII Melisa

  Wreszcie doszły do ogromnego budynku, który przypominał starą kamienicę, ze stylowymi zdobieniami z dziewiętnastego wieku. W około budynku stały tłumy nastolatków palących papierosy. Widać, że ta impreza nie jest dla byle kogo. Mel zobaczyła w tym towarzystwie między innymi córkę znanej projektantki Kate Von Canzie, która jak widać prezentowała dziś na sobie suknię projektu matki. Zielona, obcisła, delikatnie prześwitująca i okropnie seksowna. Ciekawe czy jej mama wie, gdzie jest właśnie jej ukochana córeczka? W jej towarzystwie znalazło się kilku chłopców (synowie nowojorskich bogaczy), dalej zauważyła dziewczynę, z którą pokłóciła się na lekcji. Wyglądała olśniewająco. Wyglądała elegancko, modnie i nie na zbyt wyzywająco a jej nogi w tych szpilkach wyglądały na bardzo długie.  Dziewczyna kierowała się w stronę wejścia, a tuż za nią szła sławna w całej szkole Cleo Force. Widać, że bardzo chciała zaimponować swoim strojem. Świeciła się jak gwiazda, od złotej sukienki, dodatków i całej reszty, a pomimo tej przesady i tak wyglądała fantastycznie. Szczerze, Cleo po prostu była idealna, nie miała żadnych wad, prócz charakteru, który miała jadowity jak wąż. Po chwili do dziewczyny podszedł jej okropnie przystojny, lecz płytki Sam, który jest synem burmistrza Nowego Jorku. Chłopak złapał swoją ukochaną pod bok i przyciągnął do siebie. Bez wątpienia byli idealną parą. 
  W Los Angeles Mel miała chłopaka Deana, który okazał się totalnym palantem. Zdradził ją z jej własną przyjaciółką i to jeszcze w tym samym miejscu na plaży, gdzie straciła z nim dziewictwo! Była na niego tak wkurzona, że podpaliła jego motor, za co dostała grzywnę trzydziestu tysięcy dolarów, co dla niej nie było aż tak wielką sumą (mogło być gorzej, ale wynajęła najlepszego adwokata w Stanach). Od tego czasu nie związała się bliżej z żadnym chłopakiem, a najważniejszym mężczyzną w jej życiu był Alek. To on dbał o nią od śmierci rodziców i to on podniósł ją na duchu po tym co zrobił ten dupek Dean.On robił zakupy, sprzątał, gotował i zajął się wszystkimi rodzicielskimi obowiązkami. Był wspaniałym bratem.
  Po kilku minutach Melisa wraz z Sylvią, przepchały się przez tłum rozwydrzonych dzieciaków i dotarły do wnętrza Budniku. W przeciwieństwie do wyglądu zewnętrznego w środku panowała nowoczesność i sztuka. Na każdej większej ścianie wisiał diabelnie drogi obraz, a na suficie wisiały lampy Tiffaniego. Wnętrze było naprawdę ciekawie urządzone, a co najważniejsze, widać było, że jest to oryginalne w którym naprawdę fajnie jest chwilę posiedzieć i odpocząć po trudzie dnia. 
-Dużo ludzi.-Stwierdziła niepewnie przestraszona Sylvia.-Jeszcze nigdy nie byłam na takiej imprezie. Co ja mówię, ja nigdy nie byłam na żadnej imprezie, prócz bankietów ojca i ślubie cioci Dory! 
-Nie przejmuj się. Zaraz się rozkręcisz. Przysięgam ci, że będzie to jedna z najlepszych imprez na których będziesz. O imprezach Matta Mogana jest głośno nawet w Mieście Aniołów kochana! 
- A wiesz... Ty mu chyba wpadłaś w oko. To widać na pierwszy rzut oka. On cię wręcz ubóstwia! Serio. Ale z ciebie szczęściara. Masz idealną figurę, piękne włosy, zielone oczy i świetny styl. Nie to co ja. Ja w tej szkole jestem od rzutkiem społecznym. Nikt się mną nie przejmuje i nikt nie zwraca na mnie uwagi. 
-Nie przesadzaj piękna! Ty też jesteś śliczna. A gdy się postrasz, to uwierz, że chłopcy mogą ci się rzucać do nóg. A tak w ogóle, gdzie Pet?
-Och... Pewnie włóczy się w poszukiwaniu whisky. 
-Czy on nie pija innego alkoholu? Haha.
-Czy ktoś tu mówił o alkoholu?-Spytał się szarmanckim głosem Matt, podchodzący do nas z niebiańskim uśmiechem.- Mam trochę przy sobie. Skosztują panie?
-Dziękuję, ale nie piję alkoholu z podejrzanych środowisk.-Powiedziała z sarkastycznym uśmiechem Mel.
-Zawiodłaś mnie słonko. A jak tam twoja koleżanka? Napijesz się śliczniutka?
-Dawaj.-Sylvia pociągnęła łyk.-Mmm... Martini?
-Zgadza się. Mój ulubiony trunek. A ty Mel, na pewno nie chcesz? 
-Przykro mi, ale muszę dotaszczyć Sylvię i Peta do domu. Kiedy indziej.
-Czyżbyś sugerował mi bym zabrał cię na wspaniałą randkę?
-Hahaha. Chciałbyś. 
-Obraziłaś mnie tym! Czuje się pogwałcony... Zgłoszę to do prokuratury. No ale na serio. Może w sobotę? Pojedziemy do Vegas? Fajny pomysł, no nie?
-W sobotę mam sesję do Vogue'a. Przepraszam ale nie dam rady.
-Ale ja już zarezerwowałem odrzutowiec. Nie wywiniesz się.-Powiedział z zawadiackim uśmiechem.
-Jesteś okropny!
-A ja tam siebie lubię... 
-Gdzie jest Sylvia? -spytała się szybko, gdy tylko zauważyła nieobecność przyjaciółki.
-Pewnie wyczuła tą romantyczną atmosferę i postanowiła poszukać własnego Romea? Pozwól jej się dobrze bawić!  Co ty na to?
-No dobrze, ale jeśli coś jej się stanie, to będziesz ją miał na sumieniu.
Resztę wieczora spędzili na rozmowach i tańcu. Po pierwszej rano, ulotniła się wraz Sylvią i Petem z imprezy. 
-Peter ledwo trzymał się na nogach, musiał nieźle zabalować. Natomiast Sylvia bujała w obłokach. Ciekawe czy to z powodu alkoholu, czy może narkotyków... A może coś innego. Nieważne. Ważne jest to, że dobrze się bawiliśmy.-pomyślała Mel.

sobota, 8 marca 2014

Rozdzial XI Elle

  Biedna Cleo. Pewnie straszenie przeżywa tą wizję. Sama miewała sny o tej samej tematyce, co na początku naprawdę ją przerażało, ale zdążyła się już przyzwyczaić. Odkąd zaczęłam miewać te okropne sny, stwierdziłam, że imprezowanie to najlepszy sposób na ich uniknięcie. Jednak zawsze mogłam zasnąć na lekcji, co było by nie dopuszczalne. Aby temu zapobiec, postanowiłam pić ogromną ilość kawy, czego Cleo nie pochwalała, twierdząc, że kawa jest bardzo kaloryczna. A mnie to szczerze nie obchodziło. Miałam to szczęście, że mogłam jeść tonami a i tak miałam ciało modelki.
  Właśnie kierowałyśmy się z Cleo do jej Rolls royca na specjale okazje. Moja przyjaciółka twierdziła, że jazda taksówką jest bardziej modne, jednak namówiłam ją byśmy mogły pojechać na imprezę właśnie limuzyną.
  Pojazd był do bólu ekskluzywny. Złote elementy, skórzane sofy, ogromna przestrzeń i światła, które nadawały miłej atmosfery.
-Jedziemy po Sama?
-Obiecał, że będzie na nas czekał na miejscu.-Powiedziała z lekkim uśmiechem Cleo.-Ale przyrzeknij, że nic mu nie powiesz o tym incydencie. Zrozumiałaś?
-Oczywiście! O co ty mnie kochana posądzasz? Nigdy bym ci tego nie zrobiła.
-No cóż, mam nadzieję.
   Zanim się obejrzały, dotarły na miejsce. W około budynku stała spora grupka wspaniale ubranych nastolatków, leczy gdy dziewczyny wyszły z limuzyny, wszystkie oczy skierowały się na nie. Tak, to było prawdziwe wejście. Po chwili wszyscy znaleźli się koło nich, wychwalając ich stroje. Chyba zdążyli już zapomnieć o incydencie na lekcji.
   Wraz z Cleo, przedostały się przez tłum do apartamentu. Okazało się, że w środku jest jeszcze więcej osób niż się spodziewały. Pierwsze co zrobiła, to zaczęła szukać wzrokiem pana domu. Specjalnie dla niego przyniosła mały trunek, który schowała w swojej torebce wychodząc z domu. Wreszcie zobaczyła Matta stojącego przy parapecie z jakimś zniewalająco przystojnym facetem. Miał piękne brązowe włosy sięgające do szyi, a jego oczy miały brązową barwę, dzięki której z daleka wyglądały wręcz jak czarne. Szkoda, że nie zobaczyła więcej, ponieważ miał na sobie maskę.
  Szybkim krokiem ruszyła w ich stronę.
-Witaj Matt!-Powiedziała rzucając mu się na szyję.- Świetna impreza.
-Cześć Elle. Wyglądasz olśniewająco.-Powiedział posyłając jej flirtowane spojrzenie.-Gdzie moje maniery! Poznaj Ivana. Będzie teraz chodził do naszej szkoły. Wcześniej uczęszczał do szkoły na Beaver Street. A ta urocza osoba to Elle, moja bliska przyjaciółka z tej ponurej szkoły.
-Witam.-Powiedział chłopak, całując rękę Elle. Jego dotyk wywołał u niej drżenie, Jeszcze nigdy nie poczuła czegoś takiego. Jego oczy były tak piękne, zabłyszczały gdy spotkali się wzrokiem, Ta chwila mogła by trwać w nieskończoność, gdyby nie Matt.
-Ej! Weźcie, nie przy ludziach!
-Przestań Matt. Jesteś aż tak zazdrosny?-dziewczyna spytała się uśmiechnięta.
-No właśnie w tym problem. Niestety moje uczucia są zbyt silne.-chłopak wybuchł śmiechem.
-Prawie bym zapomniała.-Elle wyciągnęła z torebki małą piersiówkę, ozdobioną złotymi wzorami, którą kupiła na zakupach w Dubaju.-Prezent dla pana domu.
-Dziękuję ślicznotko!-powiedział wyciągając z kieszeni swoją starą.-Myślę, że ta już się nie przyda, jednak muszę ją opróżnić. Pomożecie?
-Przepraszam, jednak ja dzisiaj już nie piję.-Powiedział poważnie Ivan.
-Och, nie bądź taki!
-Daj mu spokój Matt. To, że ty musisz się zachlać nie oznacza, że inni też. Daj mi łyka.
-Cóż za ostre słowa mała.-Chłopak podał jej srebrną piersiówkę, po czym dziewczyna zaciągnęła mały łyk i oddała mu ją, z uśmiechem.-Widzisz Iv? Ucz się od niej. Dobra, ja spadam. Muszę przywitać się jeszcze z kilkoma osobami.
   Gdy Matt oddalił się wystarczająco daleko, Elle zaczęła ożywioną konwersację wraz z Ivanem, który okazał się naprawdę fascynującą postacią.
-Masz piękny akcent. Nie pochodzisz z Ameryki, tak?
-Zgadza się. Pochodzę z Rosji.
-A co tutaj robisz?
-Wraz z ojcem wyjechaliśmy stamtąd z powodu śmierci matki. Ojciec miał złe wspomnienia z naszą ojczyzną. Zmarła tam także prawie cała nasza rodzina. Bardzo tęsknie za tamtym krajem, jednak nie mam wyboru. Muszę zdać studia właśnie tutaj i przejąć firmę po ojcu. Jestem jego jedynym potomkiem. Miałem dwójkę rodzeństwa, jednak mój brat Dymitr i siostra Zuzanna zmarli w pożarze. Wszystko spłonęło prócz mnie, ojca i mamy. Jednak moja matka została zamordowana rok później. Wtedy ojciec zdecydował o zamieszkaniu tutaj.
-Przeżyłeś naprawdę wiele. Bardzo ci współczuję. Mam jednak jedno pytanie. Zuzanna to przecież nie Rosyjskie imię. Dlaczego właśnie one?
-Moja matka była w połowie Polką. Zuzanna to imię jej babki.
-Jest piękne...
-Zgadzam się.
-A jaka była twoja siostra?
-Pełna życia. Zawsze się uśmiechała. Miała zaledwie trzynaście lat, gdy zginęła. Była tak czystą istotą. Wątpię by kiedykolwiek zrobiła coś złego, niezgodnego z wiarą.
-Jesteś wierzący?-Spytała z lekkim zdziwieniem Elle. Sama nie była wierzącą. Jej dziadek od śmierci babci chodził do kościoła jednak jej to jakoś nie kręciło.
-Tak. Jak każdy przyzwoity Rosjanin. Po za tym każdy człowiek nieświadomie wieży... Każdy człowiek w niedoli szuka ukojenia w modlitwie. Nie zdarzyło ci się kiedy prosić Boga o coś ważnego dla ciebie? Nie mówiłaś w myślach "Boże jeśli istniejesz to proszę zrób to i to"?
-Bywało, ale ja nie wieżę. Nie chodzę do kościoła, czy Cerkwi i nie stosuję się do Dekalogu.
-No cóż, to twoja droga życiowa i ja nie mogę mieć na nią wpływu.
-Zgadzam się  tobą.
Nagle jego dłoń dotknęła delikatnie jej dłoni. Poczuła ciepło u chęć by ich usta także spotkały się razem. Lecz Matt musiał wejść w paradę.
-No proszę proszę! Gołąbeczki no nie? Cleo cię szuka. Twierdzi, że już musicie iść.
Dziewczyna spojrzała na telefon.
-O cholera! Już po trzeciej rano?!
-Na to wychodzi.
Dopiero teraz zauważyła, że została już tylko garstka ludzi, która albo leżała na ziemi z powodu zbyt wielkiego upojenia alkoholem albo tańczyła chwiejnie na parkiecie, przy  muzyce Tanio Cruz'a.
Zauważyła, że Cleo siedzi z Samem, obściskując się i wkładając sobie języki do buzi. To było ohydne! Popatrzyła się jeszcze raz na Ivana.
-Miło było cię poznać. Następnym razem to ja opowiem swoją historię. Pa.
Podbiegła do niego, obdarowując go buziakiem w policzek.
-Żegnaj Elle.-Jej imię w jego ustach brzmiało tak rozkosznie...

piątek, 7 lutego 2014

Rozdzial X Cleo

   Dziewczyna usiadła na brzegu swej futrzanej kanapy i wyjrzała przez okno. Zaledwie kilka lat temu była malutką dziewczynką, która nie umiała sobie poradzić bez rodziców i ich wsparcia. Teraz unikała ich jak ognia. Nie była już tą dziewczynką, stała się panią własnego losu (pomijając, że to jej ojciec płaci za jej drogie wydatki). Siedziała tak, wpatrując się w pędzące taksówki i zatłumione ulice, gdy  zrozumiała, że za godzinę musi być już na imprezie. Za chwilę ma się u niej pojawić Elle by pomóc jej zakręcić włosy i zrobić makijaż, co jak co, ale Elle była w tym mistrzynią. 
 Nie tracąc czasu, Cleo wstała i podeszła do toaletki by wyciągnąć potrzebne kosmetyki. Nagle z lustra zaczęło bić niespotykanie jasne światło i ukazała się w nim płonąca kobieta. Dziewczyna zamrugała oczami i po chwili obraz masakry zniknął z jej oczu, po czym popatrzyła jeszcze raz w lustro. Zauważyła, że krew spływa jej powoli z nosa. Szybko pobiegła do łazienki, by wsiąść kilka chusteczek. Oby krwotok został zatamowany przed przyjściem Elle. 
  Minęła niewielka chwila, gdy ktoś zapukał do jej drzwi.
-Cleo? Jesteś tam?
-Tak. Wchodź.
-Biedna... co ci się dzieje? 
-Nie wiem... Nie chcę wyjść na głupią, ale najpierw miałam jakąś dziwaczną wizję z płonącą kobietą, a później stało się to.
-Może to przypadek, ale ja także miałam dziś krwotok. Może około czwartej rano. A kobieta ta pojawia się w moich snach. Zdaje mi się, że ta postać to Lucyfer. Ta kobieta zawsze się w niego zmienia. Miewam te koszmary już od jakiegoś czasu. Nie wiem cz mówić o tym rodzicom, nie chcę ich martwić na zapas, no bo wiesz, coś się dzieje z Lucy. Ostatnio rodzice ciągle chodzą z nią do panny Mikelsone. Podobno jest ona emerytowaną lekarką. 
-Może zatrułyśmy się czymś w restauracji? A może ta nasza dieta jest do kitu? 
-Sama nie wiem... Oby to było tylko jakieś głupkowate zatrucie. Chodź od kiedy zatrucie przewraca w głowie i wywołuje halucynacje co?
-Miejmy nadzieję, że to nic poważnego. Zabierajmy się do pracy! Bierz lokówkę, a ja zrobię sobie rzęsy.-Stwierdziła po chwili Cleo.
  Dopiero teraz dziewczyna zobaczyła, jak wystrzałowo wyglądała Elle. Srebro z czernią wyglądało zachwycająco. Klasyczne, czarne szpilki dodawały charakteru, a jej włosy wyglądały jak by należały do anioła, a nie zwykłego śmiertelnika. W każdym razie jeszcze nigdy nie widziała jej w tak pięknym stroju. Musiała wyglądać lepiej! Jej przyjaciółka nie mogła być od niej lepsza.
    Gdy włosy i makijaż były już gotowe, Cleo wyciągnęła z garderoby złotą sukienkę, którą zaprojektowała tylko dla niej sam  Karl Lagerfeld, dzięki czemu nie kosztowała mało, wydała na nią 150 tysięcy dolarów.
Po ubraniu wszystkich dodatków, wyglądała olśniewająco. Nikt nie mógł się ubrać lepiej.
   Dziewczyny ruszyły na podbój imprezy.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdzial IX Sylvia

   Bała się... Co sobie inni pomyślą?! Co ona miała robić na tej imprezie? Przecież była towarzyskim zerem. Ostatnia impreza na jakiej była to trzynaste urodziny Petera. Po co ona dała się namówić Mel? Jak zawsze nie umiała odmówić.
  Wybiła siedemnasta. Dziewczyna pochwyciła czarny płaszcz i wyszła z domu.  Przy rogu ulicy czekał na nią Pet. Miał na sobie Białą koszulę, dżinsy, trampki i  czarny, prosty krawat. Sylvia jeszcze nigdy nie widziała go tak odstawionego.
-A ty gdzie się wybierasz strojnisiu? Hmm?
-Może skusiła by się pani na małe cappuccino?
-Za godzinę mamy być u Mel. A zakładając, że wieczorem są straszne korki to wątpię byśmy zażyli.
-Po to stworzono metro by móc omijać korki.-powiedział, ze słodkim uśmiechem Pet.
-A więc skoszę się na tą twoją propozycję.
Peter zaprowadził Sylvię do klimatycznej, włoskiej kawiarenki, gdzie serwowano najlepsze kawy i cappuccina w Nowym Jorku. 
O za dziesięć szóstej, ruszyli w stronę metra. Podróż do centrum Manhattanu trwała zaledwie trzy minuty.
-I co? Nie zdążymy tak? Ha ha ha.
-No cóż, zawsze mógł być jakiś wypadek lub coś w tym stylu. A po za tym lepiej przyjechać wcześniej. Ok, może pójdziemy już do Melisy, co?
Mieszkanie mieściło się przy New Time Square.  Sylvia zadzwoniła dzwonkiem. Po kilku sekundach w drzwiach ukazała się rozpromieniona Mel.
-Witam w moich skromnych progach!-powiedziała ukazując swoją dłonią wnętrze mieszkania.
-Och. Nie takie tam znowu skromne.-powiedział Pet, którego prawie zatkało.
Mieszkanie było całe białe, a każdy element był spójny z całością. W salonie mieścił się uroczy kominek, który tak jak wszystko tutaj był biały.
- A tutaj jest mój pokój.
Teraz zatkało, także Sylvię. Pokój był ogromny i mieścił w sobie garderobę większą niż salon. Nie zabrakło w nim nawet wanny. Kolorystyka była inna niż w reszcie domu, ponieważ prócz bieli był tu fiolet i żółty. 
-Może coś zjecie lub może chcecie się czegoś napić? Mam colę, sprite, sok pomarańczowy i mrożoną kawę. A do jedzenia ciastka, żelki, sałatkę, czipsy i jakieś krakersy. Zawsze mogę zamówić jakieś chińskiej jedzenie lub pizze. 
-Hmm. A może żelki? Co wy na to?-spytała Sylvia.
-Dobry wybór! Ha ha ha- stwierdzili Mel i Peter.
Melisa przyniosła żelki i colę, po czym wbiegła z Sylvią i Peterem do garderoby, by wybrać coś dla Sylvii i siebie.
Po długich naradach stwierdzili, że Mel ubierze się w czarno białą sukienkę, czarne sandałki na obcasie, niebieski naszyjnik i czarną maskę z piórkami. Dla Sylvii wybrano czarną sukienkę ze złotymi zdobieniami, proste czarne sandałki, czarną kopertówkę, maskę taką samą jaką miała Melisa i opaskę, którą Mel dostała w prezencie od D&G za udział w kampanii. Obie nałożyły na siebie masę makijażu, dzięki czemu wyglądały jak boginie!
   Gdy skończyli przygotowania, zbierali się do wyjścia i wtedy Sylvia znów zobaczyła chłopaka z lekcji.
-Hej...
-Cześć!-powiedział chłopak z uroczym uśmiechem.
-To wy jesteście parą czy coś? 
-Och. Nie! Jesteśmy rodzeństwem.- oboje wybuchli śmiechem.
-Przepraszam. To było trochę głupie.
-Nie przejmuj się.-powiedział Alek.- A ty to?
- Peter Black. 
-Alek Wolf. Miło mi. Dobra to spotkamy się na imprezie, ok? Ja muszę się jeszcze przebrać.
Trójka przyjaciół podążyła w stronę miejsca imprezy.